Jeśli jesteś u mnie częstym gościem, to na pewno zauważyłaś, że od jakiegoś czasu pojawia się na blogu zdecydowanie mniej wpisów. Liczba opublikowanych treści z 4 na miesiąc spadła do 1. I ten stan utrzyma się przez jeszcze trochę. Bo postanowiłam nieco zrezygnować z blogowania.
CZEMU REZYGNUJĘ Z BLOGOWANIA?
Tak do końca właściwie nie odpuszczam pisania. Ograniczam ilość czasu i energii, jaką w nie wkładam. Czemu? To moje powody:
- ostatnio pisanie stało się bardziej obowiązkiem niż przyjemnością;
- zdałam sobie sprawę, że potrzebuję sporo czasu na adaptację – po przeprowadzce, rozpoczęciu pracy musiałam mieć czas by wypracować sobie swój rytm i rutynę działania;
- póki nie wymyślę, nie stworze swojej wioski, osób, na pomoc, których mogę liczyć to ograniczam liczbę zadań, które wykonuję;
- gdy mi ciężko, to szukam samotności i ciszy, dlatego też wycofywałam się także z bycia online
- więcej inspiracji, przyjemności znajduję na razie w nowych projektach
TO WSZYSTKO KWESTIA PRIORYTETÓW I POTRZEB
Po powrocie do Polski i rozpoczęciu pracy poczułam, że wszystko zaczyna się na nowo. Zmiana sytuacji i zmiana priorytetów. I co za tym idzie zmieniła się hierarchia potrzeb. Najważniejszą na ten moment okazała się u mnie chęć zadbania o rodzinę, o siebie, odpoczynku i przyjemności. I zdałam też sobie sprawę, że chcę też zadbać o swój rozwój i moją rodzinę mniejszym wydatkiem energii. Dlatego zaczęłam myśleć nad 2 kursami online:
- On, Ona i Pieniądze. Jak przestać kłócić się o kasę?
- Jak wychować dziecko zaradne finansowo? Czyli “Kurs kieszonkowe i co dalej?” po reformie
I to też było kolejną rzeczą, która łączy się z energią. Obowiązkowością i przyjemnością.
CHCĘ TWORZYĆ Z PRZYJEMNOŚCIĄ
A nie miałam jej ostatnio. Coraz częściej zauważałam, że przymuszam się do pisania. Albo, że urywam post w połowie i tracę wenę. Plan, który założyłam sobie zakładając własną stronę – 1 post tygodniowo – okazał się nierealny po moim powrocie do Polski. Rozpoczęciu pracy na etat i kilkomiesięcznym samodzielnym wychowywaniu dzieci. Wiem że wynikało to zwyczajnie ze zmęczenia. Dlatego, by zyskać siły, musiałam wybrać. I wybrałam to, co na ten moment jest dla mnie ważniejsze, na co w pierwszej kolejności poświęcam czas i energię. Czyli dzieci i praca.
OBOWIĄZKOWOŚĆ JEST DO KITU
Mówi Ci to osoba, która uważa się za obowiązkową. I ze swoich zadań się wywiązuje. Bo najpierw obowiązki, potem przyjemność.
Gdy pisałam ten post, to zdałam sobie sprawę, że moje zmęczenie wynikało właśnie głównie mojej postawy. Z obowiązkowości. Bo przez kilka miesięcy starałam się nie odpuszczać. Pogodzić ze sobą tyle spraw i zadań, ile to możliwe. Do pracy nie mogłam przestać chodzić – daje przecież pieniądze na życie. Blog, choć nie mam tu szefa nad sobą, traktowałam jako zobowiązanie wobec moich czytelniczek. Obecnych i potencjalnych. I ze ważne, i że muszę publikować systematycznie. Ten nacisk plus zmęczenie sprawiło, że pisanie zaczęło stawać się przykrą powinnością. I coraz bardziej trudne i coraz mniej angażujące.
Swoją drogą, zaczęłam zauważać, że i dla dzieci hasło obowiązki i “ważne, byś umiał być obowiązkowy“ to nic atrakcyjnego. Mnie samej kojarzy się to raczej z nudą, przymusem. Koniecznością wynikającą właściwie nie wiadomo z czego.
Ale gdy zamiast hasła obowiązki zaczynam wstawiać “relacje” cała sprawa nabrała trochę innego znaczenia. Publikacja postów to sposób na zadbanie o moje czytelniczki. Chęci dawania im czegoś wartościowego, podzielenia się. Ale nie zadbam długofalowo i nie dam większej wartości, jeśli nie będę miała z czego dawać. Jeśli nie będę wypoczęta, nie będę na to gotowa, jeśli sama nie zadbam o siebie.
I gdy nie będę myśleć i czuć, jak bardzo chce mi się leżeć i spać.
Na moje dzieci też to działa. W każdym bądź razie widzą sens sprzątania zabawek przez nich, jeśli to ma mi pomóc odpocząć albo gdy ja też jestem gotowa im pomóc. Bo te góry klocków faktycznie wydają się trudne do ogarnięcia. Ale jak każdy z nas po 3 czerwone, po 3 zielone, po 3 niebieskie itd. wrzuci do skrzyni, to już nie wydaje się taki ogrom pracy…
WRACAJĄC DO BLOGA
Rezygnuję z blogowania i faktycznie wybieram pisanie rzadko, lecz z chęcią. Staram się, by przekaz był autentyczny i miał wartość. I widzę swoja większą energię po dobrym śnie. Choć częstotliwość publikowania nadal zapowiada się na jakiś 1 post w miesiącu…
CZY TO SIĘ ZMIENI?
Na razie obserwuję siebie, na ile jestem gotowa. Na co mam energię i przestrzeń. Oraz pomoc. Wkrótce mój mąż do mnie dołączy, więc pewnie będzie mi łatwiej dzielić się z nim naszymi wyzwaniami rodzinnymi. I wspierać się wzajemnie.
A jakie Ty masz refleksje w temacie odpoczynku i obowiązków? Czy obie te sprawy przychodzą Ci łatwo?
Aniu super decyzja!
Świetnie Cię rozumiem i popieram. Ja zdecydowanie lubię rzadziej wpis, ale “treściwy”
Poza tym tak sobie myślę, że im mam więcej zajęć tym mniej czytam te wpisy i mam poczucie winy, bo ktoś się stara, dopimguję mu bo wartościowa robotę robi. Ale nie mam czasu czytać .
Pozdrawiam i życzę spokoju i odpoczynku.
Mam podobnie z czytaniem innych blogów – coraz mniej czasu niestety na to. Tym bardziej ze coraz więcej się dzieje online – webinaru, live’y- na czymś się trzeba skupić
Myślę Aniu, że sama wiesz, co jest najlepsze na ten moment dla Ciebie. Cokolwiek robimy “bo trzeba” staje się przymusem, a słowo przymus jest juz niemiłe. Rozumiem Cię, bo jak mówisz Twoje wpisy mają dużo treści i z pewnością wymagaja bardzo dużo pracy. Trzymam kciuki za wszystkie inne ważne dla Ciebie przedsięwzięcia 🙂 Buziaki!!!
Dziękuję Basiu, bardzo dobrze mi robią Twoje słowa ❤
Aniu – jak trzeba zrób sobie przerwę, ale całkiem nie rezygnuj. Dużo wartościowych treści przekazujesz. I jesteś dla mnie wzorem do naśladowania w tym moim początkowym stadium blogowym.
Z przyjemnością czytam Twoje wpisy – i z chęcią poczytam następne 🙂
Pozdrawiam serdecznie Ula
Dziękuję Ula, bardzo mi przyjemnie słyszeć takie słowa ❤
Nie ma za co 🙂
Zapracowałaś na nie 🙂 I pisze to co myślę 😉
Masz rację. Nic na siłę