Ten artykuł można uznać za kontynuację tematu dawania pieniędzy dziecku z poprzedniego posta. Który omówiłam, za co dziecko ma je dostawać, teraz bardziej zajmę się tym, co dziecko dalej może z nimi robić. A właściwie jednym aspektem tego – czyli wydawaniem.

Na co dziecko może wydawać pieniądze?

Według mnie, na to co chce. To ono powinno w głównej mierze decydować o tym, jak chce nimi dysponować. Po to, by zaczęło się uczyć, jak to jest podejmować decyzje, że można dokonać także złego wyboru. I uczyć się na tych błędach. Co dla mnie jest głównym sensem samodzielnego dysponowania gotówką przez dziecko.

Takie podejście jest jednak ryzykowne. Bo oznacza, że Twój syn czy córka może kupić sobie to, czego Ty na pewno byś mu nie kupił, Drogi Rodzicu. I to nie zawsze chodzi o to, że wybór dziecka Ci się nie podoba, bo zabawka wykonana jest z taniego materiału i za 5 minut się rozpadnie. Co zrobić, gdy dziecko chce wydać wszystko na słodycze (a na pewno będzie chciało je kupić) albo na coś zupełnie nieprzeznaczoną na jego wiek. Np. grę dla dorosłych.

Ustal zasady

Rodzic jest od tego, by dbać o zdrowie i bezpieczeństwo dziecka. I jeśli nie chce kupić dziecku więcej słodyczy ze względu na jego zdrowie albo gry przeznaczonej dla znacznie starszych dzieci, to jest to naturalnie działanie w ochronie dziecka. I jeśli masz pomysł, czego na pewno nie chcesz, by dziecko sobie kupowało – ze względu na zapewnienie mu bezpieczeństwa i zdrowia, to powiedz mu to, zanim dasz mu kieszonkowe. Tak, żeby było jasne od samego początku, na jakich warunkach te pieniądze dostaje.

Z drugiej strony, jeśli ustalisz zbyt wiele zakazów i całe zadanie dziecka w sklepie sprowadzi się do zakupów wskazanych przez Ciebie, to nie będzie miało szansy uczyć się na swoich doświadczeniach. I błędach. Dlatego ogranicz swoje zasady tylko do dbania o bezpieczeństwo. Jeśli masz zastrzeżenia co do jakości zabawki – sprawdźcie razem z dzieckiem, czy posiada ono atesty bezpieczeństwa. Jeśli tak, to dalej od zdania dziecka zależy czy kupić ją czy nie.

Gdy masz w domu przedszkolaka, to naturalne wydaje się, że aby chronić go, możesz wykorzystać swoją dominację. Czyli to, że masz więcej władzy i możliwości. Bo tak małe dziecko samo przecież nie pójdzie do sklepu. Szczególnie bardzo oddalonego. I sama także korzystam tej możliwości. Dlatego na zakupy Syna, gdy to on jet głównym wydającym, chodzimy raz w tygodniu. Zaraz po tym, gdy mu dam jego kieszonkowe. I raczej po obiedzie (korzystając z zasady smartshoppingu, że najedzony wydaje mniej 😉 ). Do tego staramy się w pozostałe dni nie kupować słodyczy. Bo wiemy, że to jest podstawowym celem wyprawy do sklepu naszego Pierworodnego.

Ale używanie swojej przewagi nie powinno być jedyną metodą na zapewnienie bezpieczeństwa dziecku. Dlatego, że Twoja przewaga za kilka lat się skończy. I poleganie tylko na tej strategii może sprawić, że nie będziesz umieć się odnaleźć w kontakcie z nastolatkiem. Który Ciebie już nie będzie słuchał. A Ty nic z tym nie będziesz w stanie zrobić.

Kontrola czy nauka odpowiedzialności?

I tu dobrze jest sobie uświadomić, że nasz wpływ na dziecko z każdym dniem maleje po trochu. Bo gdy ono staje się coraz bardziej samodzielne, to coraz mniej nas potrzebuje. I naszego zdania. W związku z tym nasz wpływ sam jest ograniczany w wyniku naturalnego dojrzewania i rozwoju.
Dlatego – wracając do mojego Syna – staram się mu pokazywać na co dzień, co jest zdrowe, co nie. Dodając wytłumaczenie, dlaczego nie chcę dać mu tego o co prosi. I pozwalając na niezależność, samodzielność i odpowiedzialność już teraz.
Staram się podkreślać, że to jego pieniądze i jego decyzja. Bo widzę, że to dla niego ważne. Pamiętam dobrze, jak on się rozpromienił gdy pierwszy raz usłyszał ode mnie, że może za pierwsze pieniądze kupić co chce (w domyśle chrupki 🙂 ) i ja mu się nie będę wtrącać.

Poza tym uczenie się na własnych błędach uważam jednak za najlepszą drogę nauki. Oczywiście staram mu się pomóc podjąć jak najlepszą dla niego decyzję. Zadając pytania. Starając się, by przez chwilę się zastanowił, wiedział o następstwach. Przypominam mu, że na to mu nie starczy (takie pojęcia dzieci w wieku przedszkolnym rozumieją) albo, że jak pójdziemy dalej w głąb sklepu, to może kupić sobie więcej paczek za tyle samo, że ta tutaj jest bardzo droga. Albo, że ostatnio ten smak mu nie odpowiadał. Czasami moje uwagi uwzględnia, czasami nie. I bardzo dobrze, że mnie nie słucha. Bo przede wszystkim ma słuchać samego siebie. A ja chcę być dla niego głosem doradczym, przewodnikiem, osobą, która wprowadzi go w świat.
Bo zdaję sobie sprawę, że z każdym dniem on staje się odrobinę niezależny. A możliwości mojego wpływu coraz mniejsze. I już za kilka lat on sam pójdzie na zakupy. I on sam będzie musiał podjąć decyzję, która jest w jego najlepszym interesie. I dlatego już teraz chcę, żeby się w bezpiecznych warunkach tego uczył. Aby te pytania, które ode mnie słyszy, sam sobie zadawał. Aby w poważniejszych sytuacjach umiał wybrać to, co przysłuży się jego potrzebom, jego rozwojowi, jego zdrowiu.

Przyzwyczaj się do swojej bezradności

A teraz wybiegnę w przyszłość. To, co właśnie opisałam, ma stworzyć fundament. Pod przyszłe niezależne życie Twojego dziecka. Które nastąpi już za kilka lat. Gdy Twoje dziecko wejdzie w wiek nastoletni.

Staram się na blogu opisać krok po kroku założenia edukacji finansowej dla dzieci. Począwszy od przedszkola. I jak pewnie zauważyliście, przede wszystkim skupiam się na tym, jak dziecko przedszkolne uczyć finansów. Dlaczego więc piszę teraz o nastolatkach? Bo to, czego uczysz swoje dziecko teraz tworzy fundament pod wasze relacje w przyszłości. Bo to, jak go traktujesz teraz, będzie go uczyć, jak ma traktować samego siebie. Jak ma dbać o siebie. Gdy nie będzie już pod Twoją kontrolą. Bo gdy twoje dziecko jest na tyle dojrzałe, by wyjść z domu bez Ciebie, to już nie możesz mu powiedzieć, co ma robić. No, właściwie możesz, ale on może mieć to w nosie. Bo zrobi tak jak chce. Może kupić sobie narkotyki. Może wydać pieniądze na alkohol i papierosy. Może się decydować na na wszystko, co jest niewłaściwe i niepożądane przez Ciebie. A nawet i niezdrowe dla niego samego. Dlatego lepiej uważam pokazywać mu jak najwcześniej, że to jakie decyzje podejmuje, wpływa na niego samego. Że on ponosi za nie odpowiedzialność i konsekwencje. By w głowie miał pytanie: “Czy ja tego potrzebuję? Co z tego będę miał? Czy na pewno na tym skorzystam?” a nie “Co będzie jak się mama dowie?”

Poza tym, jeśli zadbasz o dobre relacje teraz, będziesz szanować dziecka zdanie, nawet jeśli jest odmienne, to zdecydowanie łatwiej będziesz kontynuować porozumienie, także gdy będzie ono nastolatkiem. I jemu też łatwiej będzie się udać do Ciebie po wsparcie, zrozumienie i pomoc, gdy okaże się, że ma kłopoty.

Dlatego przyzwyczajaj się do myśli, że masz w domu drugiego niezależnego człowieka. Na którego masz coraz mniejszy wpływ. I nic z tym nie zrobisz. To jest właśnie ta bezradność. Wobec woli drugiej osoby. I że to ona decyduje, czy chce posłuchać tego, co do niej mówisz. Oczywiście możesz to swojemu dziecku ułatwić! Przez bycie czułą na jego potrzeby, zdanie, skłonną do słuchania, poznawania go. Bo właściwie, czy Ty szukasz pomocy u osoby, która nie jest zainteresowana tym co się u Ciebie dzieje, tylko od razu daje rady, a nawet nakazy, co masz robić? Wątpię. Ja w każdym razie bym nie chciała.

To może lepiej nie dawać pieniędzy dziecku, skoro to takie niebezpieczne?

Tak, dawanie pieniędzy dziecku może być ryzykowne. Może być niebezpieczne. Bo daje dostęp do rzeczy, które są szkodliwe.

Ale to nie znaczy, że masz ich dziecku nie dawać. I jak ono nie dostanie pieniędzy od Ciebie, to już jest bezpiecznie. Nie, nie jest.. Bo jeśli jest zdeterminowane, to pieniądze znajdzie sobie w inny sposób. Zarobi – w mniej lub bardziej akceptowany społecznie sposób. Ukradnie – Tobie z porfela lub ze sklepu. Sprzeda coś z Waszego domu.

Bo to nie chodzi o to same pieniądze, tylko o cel, jaki za pośrednictwem pieniędzy Twoje dziecko chce zrealizować. I właśnie Ty jesteś od tego, aby pokazać mu, jak ma dbać o siebie. Ucząc go postępowania z pieniędzmi. Ale przede wszystkim pokazując mu, że jest wartościową osobą. Taką jaką jest. I że ważne jest, jakie cele sobie obiera.

A jeśli nawet źle wybierze. Jeśli postanowi spróbować i boleśnie przekonana się, że to jednak nie był dobry wybór. Wtedy daj mu wsparcie. Czasami milczące. Może konstruktywną rozmowę, w której dopytasz jakie wnioski wysnuło. I nie ma znaczenie, czy to będzie 8 latek, zawiedziony kupnem tandetnego samochodu czy nastolatka na kacu, która jest zawstydzona (lub nie) swoim upiciem się. Ja wiem, że to brzmi strasznie. Bo sama nie chcę też sobie wyobrażać sytuacji, gdy moje dzieci robią to, co im samym szkodzi. Ale to ma być ich życie. Póki mogę, póki mam jeszcze wpływ, staram się go wykorzystać, by dać im wiarę w siebie, umiejętność podejmowania decyzji w ich najlepszym interesie. Przede wszystkim je szanując. Szanując ich uczucia. I nie oceniając. By miały zaufanie do siebie i swoich decyzji, bo ja sama im je daję. Chcę, by uczyły się na swoich błędach. A gdy je popełnią, by mogły bez strachu i wstydu przyjść do mnie po wsparcie. Wiem, że w takich warunkach, będzie im łatwiej przemyśleć swoje postępowanie i wysnuć wnioski.

[FM_form id=”4″]

Dawanie pieniędzy może być niebezpieczne. Ale znacznie groźniejsze wydaje mi się sytuacja, w której nie pozwala się dziecku na odkrycie swoich potrzeb, na uświadomienie do czego chcą dążyć ani realizację swoich celów. Przekonanie, że ono wcale nie wie lepiej, co dla niego lepsze. Pieniądze to tylko środek do uzyskiwania pożądanych rzeczy, jest tylko kawałkiem układanki. W której równie ważne miejsce (a może ważniejsze) zajmuje pytanie: Co ja chcę? Czego potrzebuję? Co chcę osiągnąć?

Artykuły, które mogą Cię zainteresować
Źródło zdjęcia:Pixabay https://pixabay.com/en/piggy-bank-savings-money-save-390528/

A jeśli podobał Ci się ten artykuł, nie zachowuj tego tylko dla Siebie! Podziel się!